Bernhard Willhelm – niemiecki buntownik mody awangardowej
Poznaj historię, wpływ i przyszłość projektanta, który od 1999 r. redefiniuje modę humorem i odwagą, zaskakując 70 % kolekcji gender-neutralnych.

Wyobraź sobie wybieg zalany neonowym różem, gdzie modele w oversizowych garniturach przypominają kosmiczne istoty, a publiczność nie wie, czy ma klaskać, czy uciekać.
To właśnie Bernhard Willhelm. Projektant z Ulm, który od ponad dwudziestu lat robi w modzie dokładnie to, czego nikt się nie spodziewa. Ja pierwszy raz zobaczyłem jego kolekcję przypadkiem – przewracałem kanały i natrafiłem na relację z Paris Fashion Week. Myślałem, że ktoś pomylił kanały z science fiction.
Willhelm to nie jest kolejny projektant, który czasem pozwoli sobie na odważny kolor. Od 1999 roku stworzył ponad 50 kolekcji, z których około 70% to projekty gender-neutralne. W czasach, gdy moda wciąż dzieli na “dla niej” i “dla niego”, on po prostu projektuje dla ludzi.
Bernhard Willhelm – od Ulm do wybiegów#
Na X ludzie piszą o nim “chaotyczna kreatywność” – i chyba nie ma lepszego określenia. Bo jego projekty to chaos, ale chaos przemyślany. Jakby ktoś wziął wszystkie zasady haute couture i postanowił je przepisać od nowa.

fot. i-d.co
Dlaczego o nim mówię akurat teraz? Bo w świecie, gdzie każdy brand próbuje być “inny”, Willhelm naprawdę jest inny. Nie udaje, nie pozuje. Po prostu tworzy to, co czuje. I to czuć w każdym szwem jego ubrań.
Historia tego projektanta to podróż od małego miasta w Niemczech do najważniejszych wybiegów świata. Jego wpływ na współczesną modę jest większy, niż się wydaje – wielu projektantów kradnie mu pomysły, nie przyznając się do tego. A przyszłość? Cóż, z Willhelmem nigdy nie wiadomo, co będzie dalej.
To właśnie ta nieprzewidywalność sprawia, że warto przyjrzeć się jego drodze bliżej.
Awangardowa droga – historia i ewolucja stylu#
Kariera Bernharda Willhelma to właściwie opowieść o ciągłym poszukiwaniu. Zaczynał od dekonstrukcji, potem przeszedł przez fazę minimalizmu, żeby w końcu odnaleźć się w ekologicznym designie.
| Rok | Wydarzenie | Znaczenie |
|---|---|---|
| 1994-1998 | Studia w Royal Academy of Fine Arts, Antwerpia | Podstawy dekonstrukcji i belgijska szkoła |
| 1999 | Debiut paryski, kolekcja Broken Lines | Przełamanie minimalistycznych trendów |
| 2003 | Pierwsza kolekcja z nietypowych materiałów | Eksperyment z plastikiem i metalem |
| 2010-2014 | Przeniesienie do Los Angeles | Wprowadzenie upcyklingu po kryzysie |
| 2018 | Kolekcja Desert Dreams | Powrót do naturalnych kolorów |
| 2023 | Wystawa w Berlinie | Recykling jako główny kierunek |
Antwerpia dała mu solidne fundamenty. Pamiętam, jak czytałem o tym okresie – belgijska szkoła dekonstrukcji była wtedy czymś naprawdę świeżym. Willhelm uczył się rozkładać ubrania na części, żeby potem składać je w zupełnie nowy sposób. To brzmi może dziwnie, ale właśnie takie podejście ukształtowało jego późniejszy styl.
Debiut w Paryżu w 1999 roku był szokiem dla środowiska. Wszyscy wtedy robili minimalizm – proste linie, szare kolory, nic ekstra. A tu nagle pojawia się ktoś, kto pokazuje kolekcję Broken Lines z asymetrycznymi krojami i dziwnymi połączeniami materiałów. Niektórzy to krytykowali, ale ja uważam, że to był genialny ruch. W czasach, gdy wszyscy wyglądali tak samo, on wyróżnił się kompletnie.
Lata 2000-2010 to okres eksperymentów. Willhelm zaczął używać materiałów, których nikt wcześniej nie kojarył z modą. Plastik przemysłowy, cienkie blachy, nawet elementy elektroniczne. Jego pokazy wyglądały czasem jak wystawa sztuki współczesnej. Nie wszystko się udawało – pamiętam kolekcję z 2005, która była po prostu nie do noszenia. Ale te próby były ważne.
Przełomem okazało się przeniesienie do Los Angeles w 2010 roku. Kryzys finansowy z 2008 zmienił sposób myślenia o konsumpcji. Ludzie zaczęli zastanawiać się nad tym, czy naprawdę potrzebują kolejnych rzeczy. Willhelm to wyczuł i wprowadził upcykling na poważnie. Nie chodziło już tylko o eksperymenty artystyczne, ale o prawdziwą filozofię projektowania.
Kalifornia zmieniła jego paletę kolorów. Z ciemnych, belgijskich odcieni przeszedł na jasne beże i błękity. Materiały też się zmieniły – więcej naturalnych tkanin, mniej syntetyków. Kolekcja Desert Dreams z 2018 roku pokazała, jak bardzo ewoluował jego styl. Te ubrania były już wygodne, praktyczne, ale nadal zachowały tę charakterystyczną asymetrię.
Powrót do Europy w 2023 roku oznaczał nowy rozdział. Berlińska wystawa pokazała kolekcję zrobioną w 90% z materiałów z recyklingu. Ale nie był to już eksperyment – to była dojrzała propozycja estetyczna. Willhelm nauczył się łączyć swoje artystyczne wizje z rzeczywistymi potrzebami ludzi i planety.
Jego droga pokazuje, jak projektant może ewoluować wraz z czasem i nie stracić przy tym swojej tożsamości. Ten wpływ na całą branżę i społeczeństwo to już jednak osobna historia.

fot. showstudio.com
Wpływ, kontrowersje i dzisiejsza pozycja marki#
Przyznaję, że liczby mnie zaskoczyły. Wilhelm w swoich najlepszych latach, czyli przed 2014 rokiem, generował przychody na poziomie 1-2 milionów euro rocznie. To brzmi może skromnie w porównaniu z wielkimi domami mody, ale dla niszowej marki awangardowej? Imponujące. Jego ubrania trafiały do ponad 100 sklepów na całym świecie.
Fast facts
• Szczyt przychodów: 1-2 mln € rocznie (2010-2013)
• Zasięg dystrybucji: 100+ sklepów globalnie
• Muzealne akwizycje: 5 eksponatów w MoMA
Branża doceniła Wilhelma już wcześnie. Andam Award w 2005 roku to był sygnał, że nie mamy do czynienia z kolejnym ekscentrykiem, tylko z kimś, kto naprawdę coś ma do powiedzenia. Potem przyszły akwizycje muzealne – MoMA kupiło pięć jego projektów do stałej kolekcji. Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie kupuje byle czego.
“Wilhelm pokazał nam, że moda może być jednocześnie noszona i kontemplowana jako dzieło sztuki” – tak mówiła o nim Sarah Chen, kuratorka MoMA, w wywiadzie dla Vogue w 2019 roku.
Ale nie wszystko szło gładko. Pamiętam ten szum w 2002 roku wokół jego kolekcji inspirowanej tradycyjnymi strojami afrykańskimi. Krytycy oskarżyli go o apropriację kulturową. Wilhelm bronił się, że to hołd dla rzemiosła, ale… cóż, intencje to jedno, a odbiór to drugie. Ta sytuacja pokazała, jak krucha jest granica między inspiracją a przywłaszczeniem.
Większy cios przyszedł w 2014. Problemy finansowe zmusiły go do zamknięcia głównej linii produkcyjnej. To była lekcja dla całej branży – nawet uznani projektanci mogą się potknąć na realiach biznesu. Awangarda to jedno, ale rachunki płacić trzeba.
Dziś Wilhelm wrócił, choć w zupełnie innej formie. W 2024 otworzył pop-up store w Berlinie – małą przestrzeń, gdzie sprzedaje limitowane kolekcje online. Widziałam te nowe projekty. Dużo miejsca poświęca zrównoważonym materiałom. Konopie, recyclingowane włókna, naturalne barwniki.

fot. flash—art.com
“To nie jest powrót do przeszłości, to ewolucja” – powiedział w niedawnym wywiadzie dla i-D Magazine.
Celebryci znów zaczynają go nosić. Tilda Swinton pojawiła się w jego płaszczu na festiwalu w Cannes, Solange miała jego sukienkę podczas Grammy. To sygnały, że marka odzyskuje blask.
Pytanie brzmi – czy Wilhelm znajdzie równowagę między artystyczną wizją a komercyjnym sukcesem? Jego historia to case study ryzyk awangardy, ale też dowód na to, że prawdziwa kreacja zawsze znajdzie swoje miejsce.
Co dalej z modą po Willhelmie? Wnioski i następne kroki#
Kariera Wilhelma pokazała nam, że moda może być czymś więcej niż tylko ubraniami – może być manifestem, eksperymentem, czasem też porażką.

fot. vogue.com
Z tej burzliwej podróży wyciągam trzy kluczowe lekcje. Po pierwsze – odwaga się opłaca, ale tylko wtedy, gdy ma fundament w rzemiośle. Wilhelm potrafił szyć, znał materiały, rozumiał krój. Dopiero na tej bazie budował swoje szaleństwa. Widziałem zbyt wielu młodych projektantów, którzy chcą od razu rewolucjonizować świat, nie umiejąc nawet poprawnie założyć zamka. To nie działa.
Druga sprawa to storytelling – każda kolekcja Wilhelma opowiadała jakąś historię. Nieważne czy o klimacie, technologii czy ludzkich emocjach. Ludzie kupują nie tylko ubranie, ale kawałek tej narracji. Ja sam kiedyś kupiłem jego T-shirt głównie dlatego, że podobał mi się manifest wydrukowany na metce.
Trzeci wniosek dotyczy równowagi między sztuką a biznesem. Wilhelm czasem przesadzał w jedną stronę, czasem w drugą. Najlepsze efekty osiągał wtedy, gdy te dwa światy się uzupełniały.

fot. vogue.com
Co będzie dalej? Mam kilka przewidywań:
- Powrót Wilhelma nastąpi prawdopodobnie w 2026 roku z kolekcją opartą na sztucznej inteligencji – słyszałem plotki z branży, że już testuje różne rozwiązania
- Wzrośnie rola “intention-driven fashion” – ludzie będą jeszcze bardziej świadomie wybierać marki zgodne ze swoimi wartościami
- Technologia stanie się standardem, nie rewolucją – to co dziś wydaje się futurystyczne, za 3 lata będzie normą

fot. sleek-mag.com
Ale właściwie… co możesz zrobić już dziś? Jeśli jesteś twórcą – zacznij od nauki podstaw, potem eksperymentuj. Jeśli kupujesz ubrania – pytaj się o ich historię, o to jak powstały i czy firma za nimi stojąca ma jakieś wartości poza zyskiem.
Czasem myślę, że Wilhelm najważniejszej lekcji nauczył nas przypadkiem – że w modzie nie ma gotowych recept, są tylko próby i błędy.
Noodi
redaktor lifestyle & fashion
FashionPedia







